czwartek, 26 lipca 2012

Ślub Ani i Joerga oraz małe wczasy nas Soliną


  Oj działo się działo.. W wielkim skrócie: ceremonia ślubna piękna, popłakałam się jak na żadnym ślubie i sama nie wiem dlaczego, może przez te wszystkie wspomnienia z dzieciństwa? Te spędzone razem wakacje u babci Łuci, zjedzone żabki czy wypite szklanki koziego mleka. Wycieczki z Kociakami pod namioty czy do Bolmina. Nasze występy przed całą familią kiedy odgrywałam rolę konia i wszyscy kładli się ze śmiechu. Albo "za wąskie jeansy mam bo wyprałem je sam"? To były wspaniałe czasy i gdy zobaczyłam wujka prowadzącego Anię do ślubu zwyczajnie się popłakałam jak dziecko. Wszystkie wspaniałe chwile które razem spędziłyśmy zobaczyłam w tym właśnie momencie. Nasza mała Ania wyszła za mąż i powoli zaczyna to do mnie docierać.
   Muszę napisać że zostaliśmy cudownie przyjęci przez wszystkich gości weselnych począwszy od samych Kociaków po austriaków (poprawnie?) ;) z kelnerami włącznie. Wspaniała atmosfera, uśmiechnięci goście, dobra muzyka i wszystko jasne! Dodam tylko że Adaś był bardzo grzeczny i niepotrzebnie się martwiłam a Ania złapała bukiet Pani Młodej :).
                                        Siostry
                                         Anna und Joerg

                                  Z Anią na tle Wiednia

                             
                               Kuzynki

                               Przed poprawinami

                               Powrót przez piękną Słowację


 Kilka dni po powrocie z wesela rodzinka zabrała mnie z dzieciakami na 3 dni nad Solinę. Wycieczka wspaniała. Mogę się już pochwalić że widziałam Bieszczady (Polańczyk, Solina, Ustrzyki Górne i Dolne) to wszystko co udało nam się zobaczyć. Chociaż Adaś pokazał się z tej gorszej strony i wróciłam wykończona, to mogę śmiało stwierdzić że warto było pojechać. Na pewno tam wrócę!

Ps. Fotki jak będę miała.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz