poniedziałek, 28 listopada 2011

Rozkmina

Nareszcie dzieci zdrowe :) Po zapaleniu ucha ani śladu ale jeszcze Anula w domku z nami siedzi. Odporność po antybiotyku kiepska więc lepiej nie ryzykować a przecież Mikołaj w zerówce tuż tuż, Ania nie może się już doczekać. Dzisiaj byłam zobaczyć co w jej grupie się dzieje i musiałam podpisać zgodę że może zostać na noc w przedszkolu. W czwartek pozwolę jej już pójść bo "pypcia" dostaniemy wszyscy. Ględzi codziennie że chce iść do zerówki.
  Dzisiaj obeszłyśmy całe miasto żeby kupić jakąś sukienkę na ślub cioci i niczego nie znalazłyśmy. Na szczęście moja się szyje :)
  Pomyśleć że dzisiaj 7 stopni na plusie.. Nie mogę w to uwierzyć. Wczoraj wróciliśmy z wojaży po Podkarpaciu. Odwiedziliśmy babcię i resztę rodzinki. Adaś był tam po raz pierwszy, nawet mu się spodobało. Ania nie chciała wyjeżdżać jak zwykle. Zachwycona kolekcją bombek cioci Dori (mam z resztą też, nawet zamówiła sobie). Tak dziwnie mi jakoś na sercu. Zajechałam do dużego domu w którym spędziłam większość swojego wakacyjnego dzieciństwa i smutno mi się zrobiło bo to już nie jest ten sam dom. Już nie ma w nim tego zapachu pierników i odgłosów śmiechu. Jest za to cisza.. Cisza która zupełnie do tego domu nie pasuje.. W ostatnim pokoju leży chora babcia, która opiekowała się gromadką wnuków. Codziennie dawała nam rano i wieczorem świeże mleko od kozy które piliśmy na czas. Dawała nam żelki po jednej z każdego rodzaju (żabki to były moje ulubione), robiła kucyki i gotowała pyszności. A dziś to już nie jest ta sama babcia co kiedyś :( Nie biega już po kuchni jak torpeda, nie gra w Remika do północy, nie tańczy śmiesznie kręcąc pupcią i nie dymi w kuchni papierosami. Nie potrafię tego przetrawić, jak bardzo podstępna choroba może zmienić życie człowieka..
 Coś na pociechę:
                                 Dzisiejsze rzuty z aut-u :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz